Kret tak naprawdę jest naszym sprzymierzeńcem, żywi się głównie robactwem i to często nie zbyt dla naszych roślin obojętnym, jedynie mamy problem komunikacji z nim, choć ma słuch bardzo dobry nie docierają do niego sygnały z naszej strony by sobie poszukał innego miejsca bytowania.
Mam sporo znajomych i klientów, którzy podejmowali nierówną, w zasadzie z góry skazaną na niepowodzenie, walkę z kretami na trawniku. Gaz, petardy, świece dymne, karbid, ocet, szambo, prąd, trucizny, odstraszacze, ba nawet teściowa z widłami (o dziwo dość skuteczna metoda) oraz wiele innych, bardziej lub mniej wyszukanych pułapek i środków. Chwilami wydawały się być skuteczne jednak wrażenie skuteczności tych sposobów było najczęściej złudne, gdyż krety budują swoje korytarze sezonowo i naturalne zahamowanie w działalności kreta było często mylone z tym, iż to NAM udało się przy pomocy najwymyślniejszej metody pogonić urwisa z trawnika. Niestety, gdy nadchodziła odpowiednia pora, kretowiska pojawiały się często nawet ze zdwojoną energią. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, iż nasz trawnik jest stołówką pełną przysmaków i gdy nawet uda nam się pozbyć jedną rodzinę krecią, to nie dużo czasu upłynie, gdy zagości pod naszym trawnikiem kolejna gromadka aksamitnych futrzaków.
Niestety po wielu latach obserwacji różnych aren walki z kretami wśród znanych mi posiadaczy trawników nie mogę Państwa pocieszyć, że OTO MAM SPRAWDZONY sposób. Niestety nie ma SPRAWDZONEJ i pewnej na 100% metody, gdyż jak wcześniejsze doświadczenia nam podpowiadają wrażenia często są złudne. Ale żeby nie było, że na darmo katuję klawiaturę, mam jednak parę rad jak można ograniczyć działalność, lub nawet pozbyć się tego intruza z ogrodu. Nie jest to sprawa prosta i tania, ale na własnej skórze (czyt. trawniku) doświadczałem od ponad roku.
Przez ostatnie 3 lata krety tak sobie upodobały mój trawnik, że wiosną 2012r wyglądał bardziej jak pobojowisko i to takie z poligonu Drawskiego gdzie ostre strzelanie się dobywa. Nie było rady i trawnik założyłem od nowa, totalne zdemolowanie starej darni, równanie i sianie od nowa, podłączone z ubijaniem gruntu na ile to możliwe, gdyż po ilości wywleczonej przez kreta ziemi można było się domyślić, że po zimie, gdy kreta (miejmy nadzieję) nie będzie to spore pokażą się zapadliny. Niestety połać trawnika mam sporą i metoda, o której miałem Państwu powiedzieć w moim przypadku przekraczała budżet, jakim dysponowałem. Tak więc zaczniemy od zabezpieczenia powierzchni przed powstawaniem kretowisk. Sposób banalnie prosty, choć wymagający sporo nakładów pracy, mianowicie SIATKA …. ha zaraz powiecie CÓŻ MI ZA NOWINA a to nie do końca jest takie proste. Mamy już doświadczenia, że kret potrafi sobie poradzić z siatkami. Często w sprzedaży można dostać siatki, które używa się do wzmacniania darni w produkcji trawników z „rolki” i ta siatka niestety jest BIODEGRADOWALNA, czyli po około 3-5 latach można ją spokojnie traktować, jako niebyłą. Nie ma możliwości na rozpoznanie, jaka to jest siatka, gdyż są w zasadzie z tej samej formy a jedynie materiał zastosowany różni się i to nie koniecznie kolorem. Tak, więc staraliśmy się a po 3 latach mamy znowu powtórkę z rozrywki. Siatka jest tak słaba, że dla silnych krecich pazurków nie stanowi przeszkody, w końcu ma na swojej drodze trudniejsze przeszkody w postaci silnych splątanych korzeni, które nie dość, że biodegradowalne to odrastają szybko. Tak więc doszedłem do wniosku, że skoro tyle samo kosztuje siatka typowa na krety, co zwyczajna siatka do wykonywania tynków cienkowarstwowych, to w bilansie zysków i strat, wychodzi iż siatka z włókien szklanych jest wyśmienitą przeszkodą dla kreta. W glebie nie ulega rozkładowi i jest o wiele mocniejsza niż te oryginalne. Do tego drobne oczka siatki tynkarskiej nie pozwalają przedostać się większym pędrakom ku powierzchni, przez to giną zamiast przepoczwarzyć się i niszczyć nasze cenne krzewy w ogrodzie.
Co prawda układanie siatki o metrowej szerokości jest bardziej pracochłonne, ale moim zdaniem, jeśli mam już się poświęcać, to przynajmniej niech to będzie solidne.
Kolejna bardzo istotna rzecz przy układaniu siatki, to warstwa ziemi nad siatką. Powinna być jak najcieńsza, na ile to tylko możliwe. Jak już wiemy korzenie trawy rozrastają się i to dość szybkim tempie. Należy przyjąć, że grunt pod prawidłowo pielęgnowanym trawnikiem przyrasta około 0,5cm rocznie, czyli po 5 latach będziemy mieli dodatkowe 2,5cm ziemi na siatce, plus warstwa którą rozłożyliśmy przy zakładaniu. Kret nie ma litości, jeśli tylko nadarzy się sposobność by spenetrować nasz trawniczek, to nie omieszka tego uczynić a już warstwa 5-6cm nad siatką, pozwoli mu „rysować” nasz trawnik. Czyli mamy dylemat, jaką grubą warstwę ziemi ułożyć na siatce, bo przecież powinniśmy robić aerację, czy mocną wertykulację trawnika, noże przyzwoitych maszyn zagłębiają się z powodzeniem na głębokość 2-3cm., więc co z siatką? Tu mogę pocieszyć, z pewnością w pierwszych 2-3 latach po założeniu trawnika nie musimy robić tak głębokich zabiegów, a jak już wcześniej pisałem po tym czasie będziemy mieli warstwę gleby nad siatką wynoszącą około 4cm, co pozwoli nam na prowadzenie zabiegów pielęgnacyjnych bez obaw o uszkodzenie siatki.
Z przemyśleń i wyliczeń wychodzi, iż odpowiednia warstwa ziemi na siatce to około 2-3cm.
Mamy siatkę i wysianą trawę, niestety nie możemy usiąść spokojnie w fotelu, pewni tego zabezpieczenia. Jeśli nawet nie pojawią się kretowiny to kret będzie próbował dostać się do pokarmu pod naszym trawnikiem wywlekając pokaźne ilości ziemi poza obręb zabezpieczony siatką. To spowoduje zapadanie się terenu skąd usuwa ziemię, dla tego musimy być czujni i próbujemy uprzykrzyć mu pobyt w naszym ogrodzie.
Do zniechęcenia kreta mam dwie metody, które stosowane oddzielnie nie przynoszą większych efektów, ale w połączeniu mamy duże szanse, iż kretowisk nie ujrzymy w naszym ogrodzie.
Pierwsza z metod, to kontrolowane ogłuszania kreta, (tylko proszę teraz nie wyjeżdżać mi z ekologią czy humanitaryzmem, ten, kto nie miał kreta w ogrodzie nie zna tematu i niech głosu nie zabiera), ale nie takie na ślepo nie, broń cię Panie B. jest na szczęście dostępne urządzenie, które pilnuje za nas i odpala ładunek w momencie, gdy kret zbliża się do kopca. Co prawda poszukiwałem „zwłok” krecich po wystrzałach, niestety nie znalazłem, ale to może i dobrze, w końcu nie jesteśmy bandytami i nie chcemy nikomu zrobić krzywdy, MY CHCEMY MIEĆ TRAWNIK BEZ KRETOWISK I DZIUR, sam kret nam nie przeszkadza. Wychodzi na to, iż kret po prostu dostaje po „nosie” mocny cios i to mu zwyczajnie nie odpowiada, po kilku takich „ciosach” spada z ringu, jakim jest nasz trawnik i właśnie o to chodzi.
Samo ogłuszanie często nie wystarczy (o sposobie tym, czyli jak się to montuje i jak działa napiszę później) jak Państwo pewnie zauważyli, kret ma swoje „wyjścia”, czyli dziurki bez kopca, właśnie w te dziurki musimy podkarmić naszego pluszaka spreparowanymi pędrakami. Po tym posiłku rozboli go brzuch na tyle, że stwierdzi, iż te robactwo z naszego trawnika mu nie służy i wyniesie się na dobre.
Drodzy czytelnicy, nie myślcie, że jestem naiwny i drapię za uchem krecika prosząc go by się wyniósł. Te wszystkie zabiegi nie są z pewnością dla jego zdrowia bezpieczne i dobre, ale przecież gdyby nie demolował nam ogrodu, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tępił go po okolicy.
Dlatego też, spokojnie możemy walczyć w ogrodzie, kret jest pod ochroną, ale nie na naszych trawnikach. Nie mam nic przeciw wyłapywaniu i wypuszczaniu na wolność, tyle, że to nie jest proste i często wiąże się z większą demolką w ogrodzie niż zakładanie na nowo. Sam jeszcze 2 lata temu mówiłem, iż te parę kopców na wiosnę mi nie przeszkadza, ale żeby to się na tych paru kopcach skończyło. Gość futrzasty nie ma umiaru, więc bez podjęcia wyzwania pozostaje tylko poddać się i stworzyć ogród „naturalny”, ale kto wie, czy to czasem nie jest lepszym rozwiązaniem?
Tą wątpliwość jednak pozostawiam Wam moi drodzy czytelnicy.
Zatwardziałym i wytrwałym ogrodnikom, pozostało życzyć przysłowiowego „POŁAMANIA”